stara przyjaźń... Szwagier mój... świeć mu Panie.
— Któż taki? podchwycił ciekawie Władek.
— Był nim pułkownik Zbyski... wdowę po nim, siostrę moją, znać musicie.
— Jak to? jak to? pułkownikowa byłaby waszą siostrą...
— Była — rzekł po cichu ojciec... była... Rodzeństwem jesteśmy po ojcu, nie po matce... ona z innéj jest urodzoną... zawszem ją kochał jak siostrę... ale klasztor, dziecko moje, rwie wszelkie węzły. Zakonnik nabywa nowych braci, wchodzi w rodzinę wielką swego zgromadzenia... to, co za furtą zostało... już mu obce. Na znak tego rozbratu bierzemy imię nowe, wchodząc tutaj i musimy wyrzec się nazwiska.
Pułkownikowéj dawno nie widziałem. Co się z nią dzieje?
— Jam ją dziś spotkał — rzekł sucho Władek.
— Cóż się z jéj synem stało?
Młody chłopak namyślał się.
— Mój ojcze, rzekł — nie chciałbym was martwić...
— Martw, moje dziecko... odpowiedział zakonnik... życie się z czego innego nie składa... Ten syn toć przecież był siostrzeńcem moim...
— Jest dziś jenerałem w służbie moskiewskiéj...
— Jenerałem!! powtórzył stary.
— Ale co gorzéj — matka tak dobra Polka — a on! a on! Moskal zabity.
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/232
Ta strona została skorygowana.