Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/248

Ta strona została skorygowana.

gabinetu z łoskotem i cała ubrylantowana, wystrojona... ale łzawa i biedna rzuciła się sądząc, że Stanisława jego obyczejem zastanie sam na sam...
Jakież było jéj zdumienie, gdy ujrzała naprzeciw jenerała, który powstał, widząc otwierające się drzwi, z jakąś niecierpliwością i trwogą, — mężczyznę niepocześnie ubranego, w surducie... nieznajomego zupełnie... którego twarz i tak blada, na widok jéj trupią okryła się białością.
Jenerał i on rzucili na siebie oczyma, jak gdyby porozumiewając się... i Stanisław podszedł żywo ku jenerałowéj, która, widząc, że sam nie jest, cofnęła się...
Położenie dla obu stron było kłopotliwe i dziwne...
Najwięcéj zdawał się cierpieć na niém niepoczesny ów, nie młody mężczyzna... który chwycił za kapelusz... patrzał na jenerała, porwał ze stołu papiery jakieś, schował je żywo do kieszeni na piersi, i wejrzeniem porozumiawszy się z gospodarzem... co najprędzéj wyniósł się z pokoju. Jenerał odprowadził go do progu, krok za próg, szept jeszcze jakiś słychać było... i zostali sami. Marya Pawłowna stała u drzwi jak skamieniała. Wszystko to trwało chwilę niepostrzeżoną... Jenerał widocznie niespokojny powrócił w milczeniu chmurném.
— Kto to był? co za straszna twarz? zawołała Marya.
— To był... kupiec... tak... kupiec potrzebujący mojéj protekcyi... polecony mi — biedny człowiek, w ja-