wniejsza w świecie maleńka figurka... człowieczek więcéj niż siedemdziesiątletni z piętnem przedwczesnéj zgrzybiałości na twarzy śmiesznéj, krągłéj jakby ze skóry wyprawnéj uszytéj, z czarnemi iskrzącemi się oczkami, z włosem podczesanym do góry, którego barwa nawet wieczorem widocznie była pożyczana...
Staruszek ten miał na nogach ciasne buciki, strój niesłychanie staranny, woniał cały o trzy kroki, w ręku trzymał chusteczkę batystową... Mundur jego bogato szyty, cały był na piersiach okryty gwiazdami... wśród których brylantowe oznaki Andrzeja i dwa również oprawne w dyamenty portrety cesarskie szczególniéj zwracały uwagę. Staruszek widocznie do młodych pań się umizgał i podnosił ku nim oczki tak słodziuchne, że nie wiadomo, jakim cudem dworskiego wychowania mogły się one powstrzymać od śmiechu.
Marya Pawłowna z wielką zręcznością obeszła tę grupę do koła, zbliżyła się, wcisnęła i oczy swe jeszcze załzawione utopiła w starcu, który spotkawszy ten wzrok zmięszał się widocznie; oczy te mówiły mu: — Pilno mi, chcę mówić z tobą... czekam...
— A! Marya Pawłowna! zawołał najdziwaczniéj się przeginając stary jenerał... to wy! Jakże dawno nie miałem szczęścia was oglądać...
Ona dała mu poufały znak głową...
— Jenerale, miałabym z wami kilka słów do pomówienia...
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/253
Ta strona została skorygowana.