— Jestem, jak zawsze u stóp waszych, piękna pani...
Dwie kobiety spojrzały na jenerałową, popatrzyły na nią z rodzajem poszanowania i litości razem i zwolna uśmiechając się... odeszły.
Marya Pawłowna skinęła wiodąc za sobą starca ku oknu, opodal nieco od tłumu, który tu krążył ciekawy, śledzący ruch każdy, podsłuchujący każde słowo...
— Co każecie, Maryo Pawłowno...
Załamała ręce...
— Jenerale, zawołała — wszystko, co chcesz... ratuj mnie!
— O piękna pani! uśmiechnął się a raczéj skrzywił stary, wy wiecie, żem wam oddany.
— Ratujcie mnie! to intryga niegodziwa!
Stanisława Karłowicza wyprawują do Polski... Odebrał rozkaz wyjechać jutro rano — ja umrę. Jenerale, to mnie zabije...
Stary stał zakłopotany...
— Ale czemuż ja o tém wcześniéj nie wiedziałem.
— To się stało w téj chwili... mnie on sam powiedział o tém na balu! Ja oszaleję! Idź, proś, błagaj, zrób, co chcesz..
Marya Pawłowna szepnęła gorączkowo.
— Dam na wasze ręce dla tego, kto go zastąpi, trzydzieści tysięcy rubli...
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/254
Ta strona została skorygowana.