ciorublowy papierek, który się nigdy w Rosyi nie odmawia.
Kamerdyner skłonił głowę i zwolna poszedł do apartamentów.
Długą chwilę czekał gość przybyły na powrót jego, niecierpliwił się trochę, ale miał czas, w nadziei przyjęcia, poprawić włosy szczoteczką, którą dobył z kieszeni futra... i otrzepać ranne ubranie.
Kamerdyner milczący wrócił nareście, otworzył drzwi apartamentu z ukłonem. Arsen Prokopowicz wszedł z miną tryumfującą.
— Jéj Ekscellencya, Marya Pawłowna — jest w chińskim gabinecie... na lewo...
Gość począł iść; apartamenta były obszerne i wytworne, prawdziwie pańskie a rosyjskim obyczajem naśladujące Europę jeśli nie smakiem to przepychem. Tu wszakże ten wymagany, konieczny przepych był niejako przygaszony umyślnie ręką właścicielki pałacu. Czuć było w nim kobietę, co się umiała otoczyć wytwornością jak najmniéj błyskotliwą, dającą przecie wyobrażenie o jéj dostatkach i znaczeniu w świecie. Przepych był w marmurach i obrazach...
Gabinet chiński, w którym siedziała gospodyni, oczekując na przybywającego i zapowiedzianego jéj gościa, którego kartę na stół rzuciła... był płodem jakiéjś chwilowéj fantazyi czy mody przemijającéj. Wszystko w nim od obrazków, przyboru komina, z kosztownych
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/277
Ta strona została skorygowana.