lucyjny zajął przy stoliku miejsce prezesowskie, które sobie sam wyznaczył.
Ani jenerał ani Albin nie mieli ochoty posiedzenia zagaić, nieznajomy, którego nazwiemy wodzem, gdyż za takiego wszędzie chciał być miany, i przewodzić pragnął nie pracować — skorzystał z tego usposobienia, aby zabrać głos i nieznanych mu współpracowników olśnić wymową swą i rozumem. Widać było z jego niespokojnych ruchów i biegających oczu, jak pilnie szło mu o popis...
— Zgromadziliśmy się tu, rzekł, jak gdyby zgromadzenie było daleko liczniejsze, dla porozumienia w sprawie najwyższéj wagi dla kraju... Chwila stanowcza zbliża się, przygotowana nie bez ofiar i trudu... Idzie, jeśli się nie mylę o to, ażeby kraj raz zrozumiawszy drogę, któréj się ma trzymać, raz dojrzale wybrawszy kierowników czynności, całemi siłami... masami.. ogólném powstaniem... potargał więzy raz na zawsze... Chwila zdaje mi się ze wszech miar obiecującą, sprzyjają okoliczności, Rosya ma w łonie swém osłabiające ją, trawiące, rozkładające pierwiastki... Idzie o to... by skorzystać i na ten raz uchwyciwszy się prawdziwych zasad rewolucyjnych... zwyciężyć...
Mówił w tym sposobie dobre pół godziny, dzierżgając i haftując na tle tém ogólnikami brzmiącemi. Albin nie przerywał, jenerał słuchał ale w końcu lekkie niecierpliwości dostrzedz w nim było można oznaki.
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/312
Ta strona została skorygowana.