patryotyzmu, któryby w imię ojczyzny nie lękał big niepopularności, któryby ze skrajnemi ideami miał odwagę walczyć... a na taki wątpię, czy nas dziś stanie...
— Z pewnością na kwestyą nikt, rzekł Albin, z tego się stanowiska nie zapatruje... Nie ma co nawet mówić o tém... Mówmy o pieniądzach i broni.
— Za pozwoleniem — odezwał się wódz, mówmy o zasadach, o kierunku... kto go weźmie?
— Wezmą go ludzie z łona kraju wyszli... dodał Albin... rada złożona z żywiołów miejscowych.
— Nie rozumiem tego — przerwał gniewnie wódz — tam nie ma ludzi. Kto tam może być? to są ludzie nowi, niedoświadczeni... tu potrzeba wytrawnych — i jenialnych.
— Potrzeba serdecznych... gorących! rzekł Albin... Zresztą co do kierunku ten sam się narzuci z łona ruchu, wyrośnie z jego wnętrzności...
Wódz brew marszczył, pogardliwie odwrócił się od mówiącego...
— Więc nie mamy o czém mówić? zapytał.
— Owszem — rzekł Albin — kierunek wyjdzie z kraju i pozostanie w nim, ale ludzie zaufania użyją wszelkich sił... we właściwych im sferach...
— Mówmy wyraźnie... zagrzmiał wódz — raczycie mi dać jakąś tam nominacyą? tak?... ja niczyim podwładnym przecie być nie mogę.
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/318
Ta strona została skorygowana.