run... chwyciła mnie z bolesnym krzykiem, chcąc uciekać raczéj na tułactwo niż oddać jedyne dziecko na to tyrańskie przerobienie w Moskala...
Ze wszystkich okrucieństw i znęcań się tego narodu bez serca... ten wymysł szatański był może najdzikszym... Dzieci wychować tak, ażeby walczyły przeciwko ojcom swoim! zatrzeć w nich pamięć pochodzenia, wpoić wyobrażenia, wszczepić zasady ojcobójcze... Pomysł ten, godny Turków dawnych, mógł się zrodzić tylko w głowie takiego człowieka jak Mikołaj. Jam jest wychowańcem jego i znam go lepiéj niż inni... Nie jest to postać pospolita ani tak jednolita, jak ją zwykle malują.
Nie był to geniusz, bo płomień geniuszu szersze horyzonty rozświeca, ale człowiek, który się miał za męża przeznaczenia, za uosobienie idei... z najgłębszą wiarą w siebie, w swą misyą i nieograniczoną dumę, jaką mu ona dawała.
Patrzał na Europę z wierzchołka tego tronu carów, który miał być legityzmu podporą, rewolucyi postrachem... Misyą swoję łączył z losami Rosyi. Szczęście sprzyjało rozwinięciu tego charakteru, który takim, jak był, tylko za tronie urosnąć może. Wszechwładny miał się za inkarnacyą jakąś prawowitości, za archanioła ładu i porządku europejskiego... Po za tą manią heroiczną, która całym jego żywotem publicznym rządziła, stał człowiek serca czułego dla rodziny, dla dzieci...
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/324
Ta strona została skorygowana.