w całéj Rosyi jednego za sobą nie znajdziemy człowieka... Świat to oddzielny, o jakim my ani Europa nie ma pojęcia...
Albin posmutniał.
— Ale rewolucya jest konieczną, nieuniknioną rzekł stanowczo.
— Za tém nieuniknioną będzie jeśli nie zguba nasza to najstraszniejsza walka, jaką kiedykolwiek w obronie swéj stoczyła Polska, mówił Stanisław. Nigdy im bardziéj na rękę nie była rewolucya u nas; my im podamy środki zjednoczenia się, przejednania, a zrzucenia na nas całéj téj szarańczy, która dotąd gryzła ich wewnątrz.
— Nie przypuszczacie więc, byśmy zwyciężyli? spytał Albin.
— Nie przypuszczam, mówił jenerał daléj, może nie dla tego, bym wszystko zasadzał na wojsku, działach i skarbie. Naród może i bez nich pożyć nawet silniejszego od siebie nieprzyjaciela, ale należy mu być istotnie potężnym duchem, spójnym, zorganizowanym, wytrwałym... Brak nam tych właśnie przymiotów, które tryumf sameby zapewnić mogły... Gdzież jedność nasza? gdzie zgoda? gdzie chęć ofiary? gdzie organizacya spójna? gdzie wytrwałość... Fantazya nas unosi na chwilę, płaczemy, rozpadamy się, gotowiśmy rzucić się na bagnety i działa, ale nazajutrz budzimy się ostygli i rozczarowani...
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/333
Ta strona została skorygowana.