nieprzyjaciel... a jako człowiek... znam go, jest to najczynniejszy ajent policyi moskiewskiéj.
Z kolei Albin się przeraził i uderzył rozgorączkowane czoło dłońmi...
— Być żeby to mogło! On!
Jenerał już był nieco oprzytomniał.
— Za to, że jest ajentem trzeciego oddziału, przysięgam ci, że najprzewrotniejszym z ludzi, zaręczam... Wierz mi... Śledzę go, walczę z nim...
— On tu jest! przerwał Albin i — i instynktem uratowałem nas od jego słuchu i oczów, wiedział bowiem o zjeździe, wiedział o tém, żeśmy się zejść mieli w kawiarni tysiąca kolumn.
— Jeśli mnie zobaczy! zawołał jenerał — jeśli się dowie o mnie — jestem zginiony... Może być, że nie wie mojego nazwiska... w takim razie ocaliłeś mnie wczoraj... jeśli ono mu znane, ja nie mogę już do kraju powrócić.
Zamilkli oba...
— Tu trzeba radzić i stanowczo coś obmyśleć — rzekł Albin, którego czoło oblało się zimnym potem, ty bracie jesteś... możesz być zgubionym, ale co gorzéj... jam się go nie strzegł, jam mu wierzył, ja mu mówiłem wszystko, on ma klucz naszych wszystkich robót... Jesteśmy w rękach nieprzyjaciela.
Oba drżący zbledli... chodzili po małéj izdebce...
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/336
Ta strona została skorygowana.