Stanisław okazywał się więcéj przybitym, Albinowi iskry sypały się z oczów...
— Wasza sprawa, bracie — odezwał się, jest podrzędną dziś... główną... sprawa kraju... ten człowiek tu przybył dośledzać reszty... wie tajemnicę naszę... podżegał, służył pozornie, w jego rękach przyszłość... Według mnie nie pozostaje nic, mnie szczególniéj, który się dałem uwieść i byłem narzędziem niewinném zdrady — jak zamordować tego człowieka..
Stanisław spojrzał nań.
— Tak lekko cenisz ludzkie życie? spytał.
— Ale zważże! jestli inny środek? Wszystko zgubione...
— Zdaje mi się, że śmierć jego nic nie ocali..
— Śmierć mu się należy! jako zdrajcy... jako zbójcy, który chciał mordować tysiące... przed jakimkolwiek trybunałem go postawisz, każdy ten wyrok wyrzec musi.
— Tak jest, ale przed jakiś przecie trybunał sprawę wytoczyć należy, ani ty ani ja sędziami być nie możemy, a wszelkiemu zabójstwu politycznemu ja jestem przeciwny. Ono zawsze kala. Wiem, że człowiek ten na śmierć zasłużył, a rękibym nań nie podniósł...
— Dość! zostawcież to mnie i sumieniowi mojemu — dodał Albin gorąco. Sądzę, że już jest niedaleko do rana, pakuj się jenerale i wyjeżdżaj ztąd. Mam powody myśleć, iż nazwiska waszego nie wie, twarz spotkana w
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/337
Ta strona została skorygowana.