— O mój Boże! jak się jasna pani dowie! co to będzie! Ona! tak pobożna, święta, która i pomyśleć nie mogła!.. Już ta nieszczęśliwa robota na kanwie.. djabeł jéj kazał ją tam porzucić! alem tęgo skłamał.. i może mi uwierzyła. Gdzieżby ona co złego nawet pomyśleć mogła..
I ktoby się był mógł spodziewać, że ona tu nagle tak z Warszawy spadnie... Nie pisała nic! jéj jechać do Petersburga! no! to już musiała mieć ważne powody!
Kto wie? może jéj co donieśli? może domyśla się..
I jak tu począć? gdzie po téj babie uprzątnąć rupiecie.. tego po całym domu pełno.. Jeszcze szczęście, że do tamtych pokojów na prawo nie poszła, boby się było wszystko wydało..
Mówiąc to Mateusz nagle pobladł.. tknęło go coś..
— O Jezu! Maryo! powiedziałem ci jéj wprawdzie, że tamte pokoje zamknięte, kancelarya.. ale nuż!! a ja na klucz ich nie spuściłem.. może jutro popróbować klamką.. tośmy przepadli..
Choć zgiń.. ratować jenerała nie można... I Bóg z nim.. cóż mu się stanie, że matka go rozumu nauczy.. ale ona! ona gotowa przechorować; ona się zgryzie..
Porwał się za głowę.
— Nie — trzeba w takich razach mieć determinacyą.. Wszystkie jéj bebechy zrzucę na dół.. będzie się
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/34
Ta strona została skorygowana.