Arsen udawał, że nie słyszy.
— Zakładam się o konsumacyą... że pochodzisz ze stepu Kirgiz-Kajsuków... Moskal począł żywą z Albinem rozmowę, aby uniknąć odpowiedzi... Korwin zmienił miejsce, absynt zabrał i przysiadł się tuż do Arsena..
— Gdybym miał taką twarz... rzekł, puszczając mu dym w oczy... kazałbym ją sobie przemalować lub orthopedycznie przerobić! Są na to teraz majstrowie...
— Mości panie, zawołał głośno Moskal, wybuchając gniewem — Vous m’insultez??
— Mais oui! mais oui! et — après?
Arsen Prokopowicz drżał...
— Gdyby to nie było w takiém miejscu...
— Chodźmy na inne miejsce zawołał kapitan.
— Ale czegóż pan chcesz odemnie? krzyknął Moskal — ja pana nie znam!
— I ja pana znać nie mam szczęścia, mówił kapitan, śmiejąc się, ale się sobie zarekomendujemy, kapitan Kazimierz Korwin... z pułku czwartego ułanów... dymisyonowany z krzyżem złotym... No — a wy?
Arsen Prokopowicz zagryzł wargi.
— Chodźmy, zawołał do Albina — to coś niezrozumiałego... Wstawał, aby iść już, gdy Korwin go pochwycił za rękę gwałtownie i posadził.
— Ale nie opuszczajże pan mnie, niech się napatrzę téj twarzy... dali pan... oryginalna... W Europie takich typów nie znaleść...
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/357
Ta strona została skorygowana.