sztą nagle tak stan jego pogorszyły, że, ledwie dowlekłszy się do drzwi hotelu, musiał się oprzeć o ścianę... krew mu z ust straszliwie buchnęła... nie miał już siły iść daléj.
Dwóch ludzi powoli zawlokło go na górę. Moskal, dosyć obojętnie powiedziawszy słów kilka, odszedł do swojego numeru. Posłano natychmiast po hotelowego doktora...
Albin tymczasem pozostał na sofie, pasując się z osłabieniem, czując niebezpieczeństwo i przerażając się myślą, iż może go śmierć pochwycić nagle, oswobadzając Arsena... To tylko jedno zajmowało go jeszcze... był przygotowany do takiego końca, czuł, że resztę życia w ostatnich miesiącach pracą nad siły wyczerpał... Niepokój ten pogorszył jeszcze stan jego...
Nadszedł lekarz nareszcie... obejrzał chorego, rozpytał, siadł na krześle zadumany, nic nie powiedział, zapisał lekarstwo jakieś mające uspokoić, nakazał położyć się w łóżku i nie wychodzić z domu — i odszedł... wprost do gospodarza, którego był osobistym przyjacielem. Temu oznajmił nieprzyjemną nowinę, że jeden z jego gości (wymienił numer) wedle wszelkiego podobieństwa umrze w nocy lub nadedniem. Kryzys ostatnia była tak silna, stan tak niebezpieczny, iż żadnéj uratowania, nawet przedłużenia choroby nie zostawało nadziei...
Sam jeden Albin spoczywał tak na łóżu, świadomy
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/360
Ta strona została skorygowana.