czuwać kazano przy chorym, widząc go śpiącym spokojnie, odeszła także odpocząć.
W hotelu następowała cisza... światła gasły... Podróżni usypiali... Jeden tylko Arsen Prokopowicz położyć się nie mógł, klął i odgrażał się, wspomnienie sceny w kawiarni co chwila wracało i wprawiało go we wściekłość.
Namyślał się co począć z sobą, choroba Albina, któréj niebezpieczeństwa nie przypuszczał, zwłoki w różnych projektach niecierpliwiły go, osnuwał plany nowe... a zagrzany grogiem świetnie je w głowie rozwijał. Było już z północy gdy nareszcie ziewać począł — miał się spać położyć, ale przypomniał sobie Albina.
— Trzeba pójść zobaczyć, co się z tym trutniem dzieje, rzekł w duchu... Całéj téj głupiéj biedy narobił mi, prowadząc do kawiarni... ale on temu zresztą nie winien...
Wziął za świecę, napił się ze szklanki grogu resztę i wyszedł. Na korytarzach światła były pogaszone, cisza zupełna, żywéj duszy. Arsen szedł powoli... Zapukał do drzwi... żadnéj odpowiedzi, po raz drugi... nic... Popróbował klamki, nie było zamknięte... wszedł po cichu... Na stoliku przy chorym paliła się osłoniona świeca. Albin spał na podniesionych poduszkach z twarzą dziwnie wypogodzoną, ale dziwnie bladą. Moskal stanął... patrzał długo.
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/362
Ta strona została skorygowana.