— Śmieszna rzecz, rzekł w duchu, zupełnie tak wygląda jakby umarły... żółty...
Zbliżył się nieco...
— Ale to dobrze, że usnął...
Chciał posłyszeć oddech... Znowu dziwna rzecz; z téj piersi, zwykle ciężko chwytającéj powietrze, nie dobywał się dech najmniejszy, nie poruszał się... Usta były sine... czoło żółte... Arsen zwolna przyłożył rękę, chcąc zobaczyć, czy jest gorączka... uderzyło go, że twarz była trupio zimna...
Stanął nieco przerażony.
— Ale to nie może być! zawołał w duchu, to nie może być...
Porwał za rękę, ręka była martwa i stwardniała; Moskal sądził jeszcze, iż omdlenie mogło przybrać ten pozór śmierci... począł go targać i cucić...
Albin nie żył. — Nie było najmniejszéj wątpliwości.
Arsen Prokopowicz stanął wryty, począł się namyślać, potarł czoło i przeszedł się parę razy po pokoju.
— Ot to mi figla spłatał... zawołał. Nie żyje... no! nie żyje... Ale po co ja mam się plątać w kłopoty... ja nic o tém nie wiem, wyjadę do dnia, nie postrzegą się tak rychło... Nikt mnie wchodzącego nie widział, nikt, spodziewam się, wychodzącego nie zobaczy...
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/363
Ta strona została skorygowana.