nie mieli się dać ruszyć, przyrzekli mi... Jakimby się ona sposobem wyrwała? po co?
Kto babę zrozumie? dodał ramionami ruszając — ona jeszcze chyba szaleje za nim, kocha go i mścić się chce tylko, żeby się nim zajmować i do niego przybliżyć. Sama siebie oszukuje... Ale nie! nie! mnie się przydało, ja także głupio jestem zakochany w téj kobiecie i rozum tracę...
Rozśmiał się sam do siebie — Arsen Prokopowicz zakochany! No! no! toby była ciekawa rzecz!! Ja, co ile razy z nudów wezmę romans — a trafię na miłość, boki mi się chcą zrywać z tego bałamuctwa... To dobre w książce, na teatrze, ale zdrowemu człowiekowi... tfu! No — a jednak coś jest? Gdyby szło tylko o ożenienie się ze starą babą, toć Marta Jurjewna ma bodaj więcéj, a gdybym koło niéj tylko przeszedł, za połyby porwała... toć Julia Ihnatijewna i niczego i majętna i bezdzietna... a mnie taki do niéj ciągnie. Czortże zrozumie, ale człowiek w życiu takiéj wielkiéj pani nie kosztował, a tamte przy niéj chyba na kucharki wyglądają... Westchnął — Ot! ogłupiałem na starość... i mam o czém myśleć, ona gdyby i jednego zęba nie miała, Arsena Prokopowicza nie zechce... A zmusić ją ciężko! Wszedł na chwilkę do cukierni szanowny Arsen Prokopowicz i swoim zwyczajem, gdy mu tylko fantazyi, siły, humoru brakło, — nawykłym będąc do krzepienia się wódką i tym razem do pocieszycielki się uciekł.
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/375
Ta strona została skorygowana.