w oczy szydersko, zbójecko a powiedzieć: Masz, za moje, to ja zgubiłam ciebie! to ja...
Marya wzdrygnęła się i cofnęła.
— Nie, Arsenie Prokopowiczu, zawołała — wy się oszukujecie, ja tego człowieka znam dłużéj, próbowałam go nie raz na różne sposoby i... nie! nie! w nim to uczucie polskie albo zamarło, albo jest tak słabe, iż go do czynu pobudzić nie może... Zresztą, fałsz nie jest w jego naturze!
Arsen począł się śmiać.
— Doskonale, zawołał — a cóżeście to zapomnieli, jak was oszukiwał doskonale, aż było potrzeba koperty na ziemi, coby sekret wydała...
Wy go kochając, nie znaliście wcale, dodał — ja go znam! i ja odkryję, co się w tym człowieku dzieje... Ale co do was, pani, dodał — przyjacielska dobra rada, ażebyście tu nie siedzieli.
Tu śmierdzi prochem, kobietom, szczególniéj ruskim, nie ma tu co robić, a wam... wam jeszcze więcéj serce boleć może! Po co wy tu?
— Nie rozumiem tego zuchwalstwa, z jakiém wy mnie o to pytać śmiecie? Wy!
— Ale przez przyjaźń i cześć dla was!
— Przyjaźń! cześć!! ruszyła ramionami.
— Cóż wy to możecie robić... co?
— Co? zawołała Marya... co?... a! człowiczee bez
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/381
Ta strona została skorygowana.