areny, po któréj kroczyć jéj wolno... Zdałoby się, że miejsca ma za mało, a i tego zużytkować nie potrafi... Bije się więźniem po klatce...
Takiém przedburzem był koniec 1862 r. a 1863 początek; na szalach przyszłości ważyły się losy Polski... a Moskale czyhali i patrzyli i drżeli może, aby nie ochłonęła.
Policzkowali ją rękami polskiemi, aby do wściekłości pobudzić... A z łona biednego narodu, co lat trzydzieści jęknąć, zaśpiewać, tchnąć nie mógł, musiała się dobyć rozpaczliwa żądza kupienia chwili swobody choćby wiekiem pokuty... O! ludzie zimnego serca i przerozumnéj głowy nie potępiajcie nigdy szałów, ale płaczcie nad niemi i wyście téż choć sekundę pijanymi byli w życiu, a gdy miliony się spoją i własnym szałem podzielą, kogoż on nie owładnie?
Długo nie chciano wierzyć w Warszawie, ażeby wśród tego rozdrażnienia umysłów, wśród gorączki, któréj symptomata aż nadto jawne były — miano rzucić zażewie nowe — brankę...
Wieść o niéj chodziła błędna i żaden rozsądniejszy człowiek jéj nie wierzył, bo nikt naówczas nie przypuszczał, ażeby w planach Moskwy leżało przywieść naród do rozpaczy, zmusić go do wybuchu, przyczaić się tygrysem... aby stoczyć ostateczną walkę obrachowaną i mieć jakiś pozór do morderstwa, wywłaszczenia, rozboju, do potwornych prześladowań i znęcania.
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/404
Ta strona została skorygowana.