dzie... Ludzie miękną... trzeba bić żelazo, póki gorące...
— Myślicie, że po ukazie buchnie? wpatrując się w niego spytał Symeon.
— Niezawodnie... zresztą gdyby się wahano... przecież są na to sposoby... a bądź co bądź, wy Symeonie Agatonowiczu rozumiecie mnie — dodał — trzeba żeby raz buchło...
Na co ja to wam mam mówić, że na tém my wszyscy największe pokładamy nadzieje. Po rewolucyi 1830 roku odebrano konstytucyą i skonfiskowano połowę dóbr... teraz trzeba Polskę podzielić na gubernie i wielkorządztwa, majątki zabrać wszystkie i zrobić z niéj Ruś prawosławną... a nam urzędnikom biedakom dać się pożywić...
— To są pomniejsze względy — rzekł Symeon tajemniczo — ale inne téż za tém przemawiają.
Spojrzeli po sobie.
— Wy mnie rozumiecie, mówił po cichu radzca, odprowadzając go w głąb pokoju — tu idzie o zwycięztwo narodu rosyjskiego...
— Tak! tak! Symeonie Agatonowiczu! bo któż narodem jeśli nie my? Czy ta zgniła szlachta głupia, tatary, gruzińcy, przechrzcone Polaki, wyprane Niemcy, wybielone Szwedy, swołocz z całego świata, co nami przez wieki rządziła?
— Ale żebyż choć rozumnie! ba...
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/412
Ta strona została skorygowana.