nad Wisłą zakipi, będą wszyscy ze swymi, taka ich natura...
— Ale on! Stefan Aleksandrowicz!
— No! to patrz! patrz sam!
Radzca otworzył biurko, znalazł w nim skrytkę, ze skrytki dobył pugilares a z niego naostatek list w kopercie. Ale nim go miał czas otworzyć, Arsen Prokopowicz rzucił okiem na pieczątkę i nagle wychwycił z rąk radzcy, który się mocno zdziwił tą nieprzyzwoitością. Wpatrując się w pieczątkę, pobiegł do okna przybyły i krzyknął zdziwiony.
— Taż sama!!
Na miłość Bożą, czyja to pieczątka??
— A czyjaż ma być! uśmiechnął się radzca — ja ją dawno znam... Stefana Aleksandrowicza!
— Stefana Aleksandrowicza!!
I Arsen osłupiały ze zdziwienia położył list, nie patrząc we środek...
— Przeczytajże, zobacz — przerwał radzca...
— Zaraz! zaraz! ale to się cudownie składa! krzyknął nadto nawet głośno Arsen... ja téj pieczątki po całym Petersburgu szukałem... o! ja głupi... to więc była pieczątka Stefana Aleksandrowicza! dobrze wiedzieć...
— Ale z jakiegoż powodu? co? jak? wytłómaczcie mi się...
— Długa historya — rzekł powoli Arsen... osobli-