w zabawną grę... w ciuciubabkę... my mamy zawiązane oczy i nie widzimy niby nic, oni chodzą po kątach i zdaje im się że bezpiecznie, a potém łap cap i weźmiemy, kogo zechcemy... Gra znajoma. Otóż, Maryo Pawłowno, gdy w nią grają, nie trzeba się niewinnemu między nich mięszać, można guza dostać. —
— A wy?
— No! ja — jestem amator... ja to lubię, mówił Arsen, i ja po troszę, choć nie urzędownie do téj gry należę. — Maryo Pawłowno, zaklinam was, jedźcie wy sobie ztąd, jedźcie... Nastąpi w kraju takie zamięszanie, że potém i koleją się ztąd dobyć nie będzie można.
— Ja — nie pojadę! zawołała stanowczo Marya Pawłowna — nie chcę, nie mogę. —
— Szanowna pani, rzekł nastając Arsen, kto inny nie ja posądziłby was już o ukrytą potajemną miłość dla tego człowieka.
— Dla czego mówicie ukrytą? zawołała z dumą kobieta, mierząc go z góry okiem pełném grozy — miłość moja jest jawną, tylko jak wino w ocet zmieniła się w nienawiść... Gdy nie mogę go kochać, potrzebuję się mścić....
— Zemścimy się.
— Ja jestem niecierpliwa...
— Niecierpliwość psuje wszystko, rzekł Arsen — jakiś filozof francuzki powiedział: że geniusz sam to
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/440
Ta strona została skorygowana.