się żenią w cytadeli, jadąc do katorgi... a kochają się, idąc na szubienicę...
Gospodyni nie odpowiadała nic, bo cała ta rozmowa innego oprócz niecierpliwości nie zostawiła na niéj wrażenia, ale Arsen widocznie odchodzić nie życzył... rad był gawędę przeciągnąć.
— Nie myślicie więc jechać, Maryo Pawłowno? zapytał.
— Nie chcę.
— A tu, Bóg widzi, grozi niebezpieczeństwo! tu wkrótce Rosyance na ulicy pokazać się nie będzie podobna. Kto wie, i co was spotkać może.
Jenerałowa ruszyła ramionami. —
— Jabym was prosił i błagał, ażebyście wy sobie jechali.
— Czy wam tu zawadzam?
— Mnie! a! pani! mnie! ale tu powietrze nie dobre! Ja sam kryć się, przebierać i ostrożnym być muszę.
— Wy? to co innego! ale cóż wspólnego między mną a wami?
— Mamy szczęście Rosyanami się nazywać...
— Dobranoc — zawołała jenerałowa.
Arsen popatrzał, ruszył ramionami, skłonił się i wyszedł...
Parę dni upłynęło w ciszy zupełnéj...
Trzeciego jenerałowa czarno ubrana wyszła według
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/442
Ta strona została skorygowana.