nie przyszło — wzdrygnęła się i z krzykiem omdlała powtóre...
Arsen Prokopowicz ze służącą zajęli się cuceniem. Musimy ze wstydem dla charakterystyki téj chwili dodać szczegół, że korzystając ze zbliżenia do subretki starał się z nią na sposób moskiewski bliższą zawrzeć znajomość, nim jenerałowa oczy otworzy...
Otwarła je spłakane...
— Al to nie może być! zawołała — on! wystawić mnie na taką hańbę!
— Ale jakżeby to inaczéj się stać mogło? Nikt was tu nie zna? przecież ktoś ludowi wskazać, szepnąć musiał, a któż to ma konszachty i wpływy, jeśli nie ten jeden człowiek? to leży jak na dłoni, szanowna pani, dzieckoby się tego domyśliło. Ten zrobił oczewiście, komu to dogodne! i kto mógł. Ja nie pojmuję, ześ pani na chwilkę wątpić o tém potrafiła!
— A! ja pomyśleć nie śmiałam... nie! nie! Stanisław Karłowicz nie dopuściłby się takiéj podłości.
— A któż? zapytał Arsen... O Maryo Pawłowno, ten tylko może się łudzić, kto chce sam być oszukanym...
Kobieta nic nie odpowiedziała.
— Widzi pani — dodał Moskal, że to najrozsądniejszém jest co najprędzéj uchodzić ztąd... Wszystkie Rosyanki z familiami uchodzą, wyjeżdżają... bo tu się można gorszych jeszcze rzeczy spodziewać...
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/445
Ta strona została skorygowana.