Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/446

Ta strona została skorygowana.

Ja właśnie, mówił wpatrując się w bladą jéj twarz — przybyłem tu po rozkazy, może mi każecie w czém sobie dopomódz? wziąść bilet... pakować?
— Nic! nic! do jutra! idź... idź...
Odwróciła się ze wstrętem od niego...
— Idź!... zostaw mnie w pokoju... proszę...
Arsen powoli wycofywać się zaczął, odchodząc i skarbiąc sobie łaskę pokojówki, wcisnął jéj znowu papierek... i wyśliznął się obejrzawszy wprzódy, czy nie ma kogo na ulicy.
Zgiełki podobne nadto naówczaś zdarzały się często, ażeby uwagę zwracały. Po mieście rozpowiadano sobie o wypadku różnie go tłómacząc, ale tyle było innych a stokroć ważniejszych wieści! W pół godziny po odejściu Arsena jenerałowa, rozkazawszy pakować co najprędzéj — wyjechała...
Nazajutrz rano pełen różnych nadziei najświetniejszych... które jego fizyognomii nadawały wyraz rozpromieniony, Arsen Prokopowicz zabierał się iść na górę, gdy szwajcar z dołu zawołał.
— Pan do pani Feminow?
— A tak...
— Nie ma jéj, wyjechała wczoraj!
— Wczoraj? to nie może być, żaden pociąg nie odchodził.
— Ja nic nie wiem...
— Ale napisała dokąd?