Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/447

Ta strona została skorygowana.

— Nie wiem, czy napisała.
Stanął jak wryty zręczny intrygant, myśląc a nie wiedząc co wymyśleć.. gdzie szukać.. W téj ucieczce czuł tylko jedno to, niechęć i wstręt ku sobie.
Po chwilce otrząsł się z zadumy, miał on naturę kotów, o których mówią, że zawsze zrzucone na nogi padają.
— A no? moja pani! zawołał — chcesz się wywinąć odemnie i mojéj opieki. Zobaczymy, czy ci się to uda... zobaczymy... Ludzie jak krople deszczu w morzu nie giną.
Pierwszą stojącą na drodze doróżkę pochwyciwszy... pojechał na dworzec kolei, ale tu mimo najtroskliwszego badania o jenerałowej nic się dowiedzieć, żadnego śladu jéj powziąść nie mógł.
Chciał naprzód o własnych siłach dokonać śledztwa, ale w miarę jak dwie czy trzy próby się nie udały, rozgorączkowywał się, niecierpliwił, wściekał... i udał się naostatek o pomoc do téj władzy, z którą był w najpoufalszych stósunkach. Odmalował rzecz jako bardzo ze wszech miar pilną, rozesłał ajentów w cztery końce miasta, po dworcach, gospodach, hotelach... wrócili, ruszając ramionami z jednym wnioskiem tylko, że ta pani musiała prywatnym wyjechać powozem i że jéj w mieście nie było.
— Tom sobie figla wypłatał! zawołał, miałem ją na pół w ręku i puściłem!! Zatelegrafował niezwłocznie