i teraz coraz go ciężéj było zastać w domu, tak przylgnął do swych młodych przyjaciół.
Służba szła nieco wolno, ale jenerał téż nie wiele jéj potrzebował, przywykły był po żołniersku sam sobie posługiwać. Jednego wieczora, było to już w tym czasie, gdy w polu i lasach zbierały się wszędzie siły zbrojne cudem z ziemi wyrosłe, ręką archaniołów w oręż zaopatrzone... jenerał miał wychodzić do matki wieczorem. Maciéj dla formy mu posługiwał.
— Ja, zdaje mi się, późno dziś zapewne powrócę, odezwał się do niego — nie czekajże na próżno na mnie, wiesz, że nic nie potrzebuję. Połóż się sobie spać...
— A ktoby to, panie jenerale, spał teraz — rzekł korzystając ze zręczności Maciéj.
— Dla czego?
— A no! toć to taki czas, że umarliby z wiekuistego snu powstawali...
— Co ci tam w głowie staréj świta.
— A! panie jenerale, w głowie to nie — ale w sercu...
— Ot, dałbyś pokój i siedział spokojnie za piecem...
— Ja? za piecem!! ofuknął stary żołnierz, ależ na miłego Boga — nie wyszedłem jeszcze na kościanego dziadka...
Stanisław spojrzał na niego — oczy mu pałały.
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/451
Ta strona została skorygowana.