— Nie dziwuję się młodym, gdy im się w głowie przewraca, rzekł, ale tobie, mój poczciwy stary Macieju.. Czyż i tybyś mógł głupstwo zrobić?
— Pan jenerał to nazywa głupstwem?
— A ty jak?
— Powinnością, panie jenerale... westchnął stary.
— Tyś przecie swoją odbył...
— Albo to pańszczyzna... panie jenerale... tego się do końca życia nie odbędzie — to darmo! — A ino poczuje człowiek, że drudzy się biją, taka porywa świerzbiączka..
— Zginąć! dodał jenerał.
— A choćby téż! — tam nikt nie wie Bożéj woli! to darmo!
Jenerał odwrócił się, spojrzał. Stary Maciéj łzy miał w oczach, ale przez subordynacyą ocierał je rękawem...
— Mój poczciwy stary — rzekł głosem wzruszonym... mów, co chcesz — ale zlituj się nad swym wiekiem, przypomnij lata... nie rób głupstwa...
Maciéj zmilczał, całując go w rękę...
Nagle przyszło coś na myśl Stanisławowi, pospieszył do biurka, dobył kilkanaście sztuk imperyałów i milczące wcisnął je w dłoń staremu... który się rozpłakał na dobre, za kolana uścisnął, sam dobrze nie rozumiejąc, jak to wszystko miał tłómaczyć.
Ubrany na prędce jenerał pojechał do matki. Za-
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/452
Ta strona została skorygowana.