— Tak jest.
— Dokończże pani zagadki...
— Nie mogę się wydziwić waszéj wesołości, spokojowi, wśród tych wypadków...
Jenerał spojrzał na nią długo...
— Czy pani pewną jesteś, że każda wesołość wesoła a każdy spokój spokojny w istocie?
— A na cóż fałsz w życiu?
— Fałsz? rzekł jenerał, nie jest to fałszem, gdy się zakrywa to, coby razić mogło...
Wstał po tych słowach i zbliżył się do Misi.
— Droga pani, rzekł, uczyń mi łaskę jednę... jeden, dzisiejszy wieczór tylko przestań mnie ścigać i chłostać... Ja dziś potrzebuję rozejmu i proszę o niego.
— Czemu dziś?
— Dziś! no! bom usposobiony tak i o litość błagam.
— A jeśli ja jestem usposobioną się kłócić?...
— Ja będę milczał...
Matka nigdy nie mięszała się ani słowem do ich rozmów, zwłaszcza gdy te były polemicznéj treści, nadto cieszyła się niemi a obawiała przerywać.
Nie wiedziała, że dwa widma Albina i Maryi wiecznie te istoty rozgradzać będą... i nigdy im, mimo sympatyi zbliżyć się do siebie nie dadzą.
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/454
Ta strona została skorygowana.