a wszystko pójdzie dobrze, ja z doktorem ułożyliśmy jak należy... już o nic proszę nie pytać... my zrobimy wszystko...
Matka z roztargnieniem słuchała tych wyrazów, rozrywając kopertę listu, z którego wypadły papiery jakieś i tych kilka słów do matki.
„Wczoraj dałaś mi swe błogosławieństwo, powtórz je dzisiaj i pomódl się za syna. Wiem i czuję, że ofiara moja i nasze ofiary daremne... że nie wywalczym ojczyzny... ale miałem do wyboru walczyć przeciw swoim lub ze swymi ginąć. Cień ojca wskazał mi drogę, ścielę się do nóg twoich matko moja... pobłogosław...“
Wieczorem tegoż dnia smutna się po mieście wieść rozeszła, że jenerał Stanisław Zbyski, z przeziębienia dostawszy cholery, mimo największego starania lekarzy, których kilku wzywano... niedożywszy doby, zmarł nagle... Ponieważ zwłoki cholerycznych zwykle co najprędzéj, w interesie powszechnego zdrowia, chowane bywają, mówiono, iż w nocy przewieziono zaraz trumnę na cmentarz Powązkowski a nazajutrz miało się tylko odbyć nabożeństwo żałobne...
Wiadomość ta więcéj przeraziła cholerą, niż strapiła ogół, mało kto bliżéj znał jenerała... miano go powszechnie za Moskala, żałowano tylko biednéj matki...
W istocie ku wieczorowi Maciéj cały załzawiony,