doktor skłopotany, oznajmili śmierć, posłali po dwie trumny, a że się nikt tak dalece do zmarłego nie napierał z obawy cholery, złożyli sami zwłoki w przyniesionym wspaniałym sarkofagu, który tylko na chwilę wystawiony został w sali przyległéj...
Pokój chorego przedstawiał obraz najstraszniejszego nieładu, okna były pootwierane... rzeczy rozrzucone... zapach chlorku rozchodził się po całym domu...
Z rozkazu policyi miano natychmiast wywozić zwłoki, wszystko się odbywało z pospiechem gorączkowym... gdy w chwili prawie ostatniéj czarno ubrana kobieta z włosami rozrzuconemi, z wyrazem strasznéj rozpaczy wpadła do sali i przy trumnie z krzykiem legła. Ręce jéj chwyciły wieko... spazmatyczny jęk rozległ się po cichém mieszkaniu...
W ślad za nią aż do wschodów biegł mężczyzna, ale z obawą jakąś zatrzymał się w progu...
Stary Maciéj strwożony niezmiernie, blady jak trup, z załamanemi rękami, patrzał niemy...
— Otwórzcie mi trumnę! ja go raz jeszcze widzieć muszę! zawołała kobieta... Doktorze...
Doktor podszedł.
— Pani, rzekł grzecznie, to niepodobieństwo... przepisy policyjne się temu sprzeciwiają... jenerał zmarł z cholery... niepodobna otworzyć...
— Co chcecie za to? zawołała kobieta — wszak za pieniądze wszystko kupić można? Sumienia ludzi, mi-
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/477
Ta strona została skorygowana.