kryto napróżno... a ciała nieboszczyka jenerała nie znaleziono.
Wszystko się o to rozbijało.
Arsen Prokopowicz, wyśmiany jako marzyciel i półwaryata, odszedł. Bolało go to niezmiernie. Nie mógł dać tak za wygrane wyszydzony i pozwolić śmiać się z siebie. Myśl tkwiła w nim, jeszcze głębiéj się wpijając... Poszedł do jenerałowéj.
Z razu chciał on ją był namówić de powrotu i sam, nie bardzo się tu czując bezpiecznym, udać za nią do stolicy. Marya Pawłowna wypędziła go z domu. Co dzień prawie mimo najgorszéj pory jeździła na cmentarz i siadywała tam godzinami. Żal jéj milczący, dziki był prawdziwie przerażający formami, jakie przybierał; ci, co się z nią spotykali, posądzali czasem o obłąkanie.
Wyproszony z komisyi Sowietnik cały dzień zakrapiał się rumem i dumał... snuł i przesnuwał projekta różne, a dopiero nad ranem, przyszedłszy do stalszego planu, położył się spokojniejszy.
O godzinie dziesiątéj nazajutrz był już Arsen u drzwi jenerałowéj; służąca przekupiona go wpuściła. Marya zestarzała, z oczyma zapłakanemi, w zaniedbaném ubraniu... siedziała nad stósem listów i odczytywała je... gdy Arsen ukazał się w progu. Ręką wskazała mu natychmiast aby wyszedł.
— Maryo Pawłowno, dwa słowa!
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/488
Ta strona została skorygowana.