rowanych i ulice z podrzędnych dosyć dworków złożone widać było. Tą drogą nieustannie prawie snuły się postacie od obozu do wielkiéj drewnianéj karczmy w dole położonéj dążące, powracające z niéj... Tu bowiem dowódzcy i starszyzna, to, co się było powinno sztabem nazywać, rozlokowało się nie dla spoczynku, ale do nieustannéj pracy. W istocie więcéj było do czynienia niż z temi siły podołać zdołano. Nieustannie jedni przybywali z wieściami, drudzy przychodzili z ofiarą życia... inni przynosili pogłoski o nie daleko snujących się Moskalach. Ruch był wielki w miasteczku, na górze i w gospodzie...
Główną jéj izbę zajmowali starsi, z których jeden na stole ekspedyował listy i rozkazy... drudzy to po cichu, to głośno rozprawiali o wypadkach.
Gospodarz dawny domu, żyd, chudy, przybrany dla festu tego w najlepszy żupan atłasowy, aby obudzić respekt dla siebie — kręcił się wystraszony, wylękły, drżący, nie wiedząc, jak sobie dać rady... Z ust jego sypały się tytuły tak dziwne za prawdę, iż nikt się do nich nie chciał przyznawać... śmiano się, wywołując coraz inne...
Kilku chorych leżało w kącie na słomie, ruchawsi krzątali się około jadła... naczelnicy mieli twarze posępne i zadumane.
Nigdy, żadne powstanie może w Polsce, nie wyjmując nawet Kościuszkowskiego, które się z najrozmaitszych
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/499
Ta strona została skorygowana.