alnéj, ale jak się ona przedstawiała umysłowi jego? w szatach przez poetów uszytych, w postaci męczennicy, z aureolą u czoła... z urokiem heroizmów swych dzieci... Teraz przyszło miłość dla téj Polski wystawić na najstraszniejszą próbę, na zetknięcie rzeczywiste z Polską zszarzaną niewolą, więzieniami, żywotem wyjątkowym.
Jaki wpływ na cały naród wywrzeć musi życie nienormalne w gorączce i rozpaczy na przemiany, w walce z konieczności podstępnéj, głuchéj, skrytéj, nieustannie pchającéj ludzi po za warunki zwykłe życia i prawa? Tego najlepszy miał dowód Zbyski, który po raz pierwszy w życiu dotykał nieznanych mu głębin i tajemnic tego bytu straszliwego.
Dla niego, wychowańca surowéj karności, wszystko to było niezrozumiałe, niepojęte, wstrętliwe... Pomiędzy nim, tym Wallenrodem in spe, a narodem nie było węzła rzeczywistego, coby łączył... Zrozumieć się było niepodobna, współczuć niepodobna, powstrzymać nawet od wybuchów podziwu i zgrozy...
Wrażenie, jakiego doświadczył, przyprawiło go o rozpacz, nie czuł w sobie dosyć siły, by z tém wszystkiém pasować się i mieć nadzieję przełamania, nie umiał nagiąć się do tego stanu... Zwątpił o sobie.
Pierwszy krok postawiony na téj drodze zachwiał nim...
Co więcéj, ludzie, których spotykał w spółeczeństwie
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/514
Ta strona została skorygowana.