i ludziom dobréj woli, co się tu w usługach jego znajdowali, wcale znajomym nie był.
— A cóż to to jest? zawołał adjutant, to my będziemy ludzi zbierać, pierwsze trudności przełamywać, karku nastawiać, a potém pierwszy lepszy przyjdzie do gotowego i będzie nami komenderował.
— Szanowny obywatelu, odezwał się Władysław, zapominacie, że tu nie o nas, nie o was, ani o nikogo osobiście nie chodzi. Idzie nam o sprawę... i każdy chętnie podda się władzy jakiéjkolwiek, byleby w niéj dobro ojczyzny upatrywał.
— Za pozwoleniem, przerwał inny — bądź co bądź, jeszcze to nie dowiedzione, czy jenerał moskiewski ma być koniecznie najlepszym dowódzcą wojsk powstańczych... Wiemy, że się od dziecka w Moskwie chował, kraju i ludzi nie zna.. Cóż chodzi mu o rangę?
— Ale jemu o nic nie idzie, bo on nic nie chce... ja za niego mówię — rzekł Władek...
Sprawa w ten sposób zagajona nie tylko że do niczego nie doprowadziła, ale obudziła takie nieukontentowania, swary, kwasy i wymówki, że Władysław uznał właściwém obrócić się z tém do rządu narodowego a wcale nie działać.
Na pierwsze słowo rzeczone o tém Zbyskiemu, ten zakrzyknął:
— Na miłego Boga, ja nikim dowodzić nie chcę i nie mogę i nie będę, przyszedłem służyć jako żołnierz
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/516
Ta strona została skorygowana.