cionego gęsto a zmiętego po bokach... Stary Maciéj, gdyż on był tym pobojowiska gościem, rzucił się w miejsce, z którego jęk wychodził — miał przeczucie, że ten ukochany pan, który legł na pobojowisku, żyć powinien, aby on go ocalił. W kilka godzin po bitwie, w któréj nie był, przywlókł się, aby go pogrzebać lub unieść...
Załzawione miał oczy...
Przeczucie nie omyliło; w gęstwinie, którą rozgarnął, ujrzał na gałęziach splecionych, jakby na poduszce, leżącą twarz trupio bladą Zbyskiego z otwartemi ustami.
Snać Moskale nie dostrzegli go byli, pospiesznie odzierając trupy, leżał bowiem w całém ubraniu, nogami w wodzie... Na piersi podarta suknia krwią była zbroczona i przesiąkła...
Maciéj przypadł i spiesznie do boku rękę przyłożył — serce biło tak lekko, jakby już ostatniemi uderzeniami dobijało życia konanie. Stary żołnierz natychmiast począł się krzątać, rzuciwszy świecę pod nogi, podźwignął ciało, obwiązał piersi... Daléj, daléj nie wiedział, co czynić... Do wsi było daleko... iść po ratunek wątpliwy a zostawić go tak... nie sposób.
— Trupa czy żywego, mruknął stary, wyniosę go ztąd... jeszcze mi sił stanie...
Jął więc powoli zbierać bezwładne ciało na barki... przykląkł,..
Ale gdy przyszło wstać z ziemi obalił się sam... Nie zraziło go to, ukląkł raz jeszcze i z wielką pracą
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/525
Ta strona została skorygowana.