dwa pinczery, które je zastępowały. Pani jednego z nich ciągnęła za ucho a ten jéj zęby pokazywał... co ją niezmiernie bawiło.
— Julio Fedorowno! odezwał się jenerał.
— Co Osipie Francowiczu?
— Julio Fedorowno, żeby ty mnie raz posłuchała.
— Jak...?
— I zrobiła o co poproszę...
— Jeżeli potrafię... ale ty wiesz, że ja jestem taka głupia... wszyscy się ze mnie śmiejecie a co ja temu winna?
— Julio Federowno, ogadujesz się, ogadujesz... ty tylko jesteś nieuważna...
— Jaki pan dziś grzeczny...
— Ale słuchaj, bo lękam się żeby kto z gości nie nadszedł. My dziś będziemy mieli bardzo znakomitą osobę, co bywała na carskim dworze, wielkiéj familii... bardzo złośliwa...
— Kobieta?
— Czyż się nie domyślasz?...
— Ja się nie umiem domyślać...
— Przecie mówię o Maryi Pawłownie. Ona tu jest jakimś przypadkiem w Warszawie... licho ją wie czego... Ale znaczenie ma ogromne i język ostry i pieniędzy wiele, trzy rzeczy, których ja się boję. Żebyś ty Julio Federowno nie powiedziała co przy niéj...
— A cóż ja mam powiedzieć?
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/552
Ta strona została skorygowana.