łała... a! spowiedź za spowiedź... ja ci wypowiem wszystko...
Ty nie znasz naszego życia... tego salonu nad Newą, w którym jest barwa kwiatu... a pod nią robactwo tylko. Całe życie ocierałam się o ludzi, którzy mi ludzkość obrzydzić mogli. Najlepsi byli zwierzętami... W tych rozmaitych kielichach ani kropli nektaru, co karmi i poi... ani pyłku ideału... W poezyi szatach brud i obrzydła życia proza... ile razy podniosły się zasłony, buchał z pod nich czad śmierci... chciwość, egoizm — szyderstwo... Wśród tego świata zwiędła nim rozwinięta... schłam z pragnienia czegoś szlachetnego, wielkiego, jasnego i czystego...
Czułam, że jeśli się to pragnienie nie spełni... oszaleć trzeba i konać. Ty nie możesz bez ojczyzny, jam nie mogła żyć bez ideału, bez poezyi... Świat mi obmierzł... chwyciłam ciebie, jak zieloną gałęź... dałeś mi życie nowe... nie odbieraj go!!
— Umrę, jak żyłem... czysty może i zimny, jak ta łza skamieniała, co się kryształem zowie, ale co ci po kamieniu?
Zapukano do drzwi. Marya powoli wstała z podłogi i żywo dokończyła rozmowę.
— Zaklinam... na matkę... na Boga, na wszystko... ocal życie... tylko życie... chciéj...
— Nie kłamać? zawołał jenerał...
— A! dla mnie, dla niéj...
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/567
Ta strona została skorygowana.