został wciągnięty prawie gwałtem... ale zawsze kara choć łagodna spotkać go musiała...
Doktor zażądał, aby mu wolno było wybadać więźnia w jego celi, na co się zgodzono; żołnierze się zbliżyli, wyprowadzono Zbyskiego pod konwojem... może upokorzonego nieco własną słabością, ale jakby na nowo przywróconego do życia.
Jawném dlań było, że wpływ Maryi Pawłownéj wszystko to ułożył i przygotował, że jéj był on winien to ocalenie sromotne... ale cudowne zarazem. Milczący i sapiący lekarz pociągnął za nim do jego celi, w drodze nie przemówili do siebie słowa, nie spojrzeli nawet...
Gdy się drzwi zamknęły, gość wziął jedyne krzesełko, wyplatane trzciną, jakie tu stało, i siadł pochylając się ku Zbyskiemu. Ujął go za rękę i rzekł cicho:
— Wszystko pójdzie dobrze, ja poświadczę, jak potrzeba... nie lękajcie się... ja wiem o całéj sprawie... ale zmiłujcież się, nie odzywajcie się... Milczeć, to cała mądrość wasza, więcéj nie potrzeba nic... Na przyszły raz, gdy was wezwą, powiedzcie, żeście chorzy, a raczéj napiszcie... ja was do lazaretu wezmę... Nic nie mówić, panie Melchiorze Szarliński... Was może skażą na mieszkanie i to nie daleko... no! do Woroneża, do Kaługi... co to strasznego! i tam ludzie żyją...
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/578
Ta strona została skorygowana.