Ja wam zapiszę lekarstwo... nie bierzcie go, wylejcie precz... i bądźcie dobréj myśli.
Jenerał tak jakoś wszedł w swą rolę, że się nawet nie odezwał... Popatrzali na siebie... Doktor odsunął krzesło, podał rękę, jeszcze raz powtórzył: bądźcie dobréj myśli i wyszedł...
Jenerał został sam zdrętwiały, uśmiechnięty z siebie i swojego losu... dziwił się, że tak rączo potrafił chwycić się głupiego życia na nowo... ruszał ramionami, chłostał się wymówkami... ale... uśmiechało mu się marzenie... Heroizm Władka jak widmo, jak coś nadludzkiego, przerażał go... ilekroć on mu przyszedł na pamięć, wzdrygał się...
Powiedział sobie nagle: Jeśli ja mam żyć, niechże i on żyje; jeśli ja ocalonym będę, to nie sam... Ona musi uratować go także... Lżéj mi będzie nie samemu powrócić do życia...
Ta myśl pochwyciła go silnie... ale jak ją było wykonać? Jenerałowa nie powiedziała mu, czy jeszcze się z nim w więzieniu widzieć będzie; a potém czy nie zapóźno.....
Śmierć Władka, którą się zdawał mieć wyrytą na <zole, potępiała go, czuł się nią upokorzonym, chciał mieć towarzysza...
Kłamał tak sam sobie, aby się w swoich uniewinić oczach...
W parę dni, w przeciągu których nikt nie przy-
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/579
Ta strona została skorygowana.