Wszyscy czynownicy zakrzyknęli, słysząc to, a czulszy z nich ręce załamał.
— Mnie, dodał Arsen Prokopowicz, któremu rząd winien był tyle, com mu służył życiem, potem... porwali mnie ztąd, i — co myślicie... niby omyłka jak pchnęli aż nad Amur!...
Westchnął.
Dobrze to komu innemu, co ma familią, plecy, przyjaciół i pieniądze, ale mnie co, miałem tylko moje zasługi, jak głową w wodę... zdawało się, że przepadnę. Szczęściem głowa na karku, stary czynownik, wkręciłem się do kancelaryi, a dokłady umiem robić... Gubernator, dobry człowiek, do pióra nie był skory... i ja wydobyłem się jakoś z jego pomocą... Dopieroż śledztwo, kto kazał wywieść, za co?? Nie dojść było, końce poszły w wodę, nakazano milczenie... przybyłem do Petersburga, to mnie tylko cieszyło, że Stanisława Karłowicza nie ma pewnie na świecie... A co myślicie?
— No co? zapytał wołogodzki... co?
— Co? diabeł nie baba! wyprzedała się z brylantów, ziemie pooddawała, pałac w Petersburgu, folwark... moskiewski dom... i... wykradłszy Polaczka, uciekła za granicę...
— Ale jakże go mogła wykraść?
— A jak mnie mogła wysłać niewinnego jak nowo-narodzone dziecię? Jak? u nas w świętéj Rusi — pieniądze miéj z reszty się śmiéj. To tak! Je-
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/589
Ta strona została skorygowana.