nerała nie poznali, liczył się za umarłego, ochrzcili go inaczéj, wysłali gdzieś na mieszkanie... pojechała baba za mim... i znikli oboje.
— Ale dokądże uciekli?
— Dokąd! albo ja wiem! świat szeroki, a jeszcześmy do tego nie przyszli, żeby nam wydawali naszych zewsząd i nie ważyli się poddanego państwa trzymać...
— Cara, poprawił jeden.
Arsen pogardliwą zrobił minę. — U nas teraz państwo! zawołał, i my do tego Europę przyprowadzim, że ona nie będzie śmiała naszych zbiegów przetrzymywać... Niech no w domu ład zrobimy!! zobaczym!
Wszyscy się rozśmiali... Arsen Prokopowicz podniósł kieliszek szampana... i powiódł oczyma po towarzyszach...
— Wy mnie rozumiecie i pamiętacie, cośmy w drodze gadali... podajmy sobie ręce... a dobrze będzie... za sto lat... ani szlachcica u nas, ani Niemca, ani Polaka nie stanie, no... i... zapanuje nasz brat...
Okrzykiem — hurrah! rozległ się hotel a służący hotelowi byli najpewniejsi, że Moskale pili carskie... zdrowie.
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/590
Ta strona została skorygowana.
Genewa-Homburg, 1864 — 1868.
KONIEC.