W jednym z ostatnich listów zarzucasz mi, pani, tendencyjność moich powieści. Z tego zarzutu trudno mi się tłómaczyć, z pewną dumą odpowiem — Peccavi. Tak, powieści moje są na nieszczęście tendencyjne, bo ja dotąd żyję wiekiem moim, krajem i każde drgnienie przebiegające masy odbija się we mnie. Wystygłéj téj krwi, któraby na wielki dramat patrzeć mogła nie poruszona, nie falując i nie wzdymając się to oburzeniem, to uniesieniem, to gniewem, to czcią — ja nie mam niestety! Jeśli to cnota, nie chwalę się nią, jeśli wada, nie kryję jéj. Mówisz pani, że z tego powodu to, co najżywiéj mogło obchodzić w chwili obecnéj, jutro w proch pójdzie i zapomnienie. A! pani, ja nie jestem pono ani literatem, ani artystą, choć piszę wiele i kocham wszelakie piękno — ja jestem człowiekiem mojego wieku, dzieckiem narodu mego i gdybym miał nawet jeniusz, starłbym go na proch, rozszarpał na kawałki i podesłał pod nogi ludzkości, pod