Kto widział raz w życiu ów rozkoszny ogród śmierci, zowiący się neapolitańskiém Campo Santo, ten nigdy go nie zapomni. Jak że tu miło spoczywać umarłym i wśród rozkwitłych róż a czarnych cyprysów, wśród kwiatów woni i szmerów strumienia, pod marmurowém wiekiem czekać przebudzenia. — Z téj wyżyny, zasadzonéj drzewami, zastawionéj pomnikami i kapliczkami, nad którą wznosi się Kapucyński klasztorek, widać lazurowe morze, i zatokę ubraną w białe mury i w mglistych barwach snu Castellamare, Sorrento, Capri, Ischią... i łódki rybackie z białemi żaglami jak plamki snujące się po szafirowym kraterze... W lewo stoi Wezuwiusz na straży z głową obwiniętą chmurą i duma...
W tym kraju, gdzie zima i słoty nie goszczą, a rzadki powiew wiatru przynosi chłód chyba na chwilę, zieloność trwa wiekuista i jedne po drugich tryskają pączki z wybujałych gałęzi... Campo Santo téż strojne jest zawsze w rozpęknięte róże i woniejące krzewy... Śmierć się tu jedną ciszą i milczeniem wy-