Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/604

Ta strona została skorygowana.

raża, nie przestraszają groby, podobne do wytwornych schronień dla szukających spokoju, anioł zmartwychwstania zdaje się już zstępować po nad sarkofagi, a z nich ulatują promienne duchy ku otwartym niebiosom... Jeszcze chwila a zabrzmi wielki hymn radości wiekuistego żywota...
Róże tymczasem chylą się ku mogiłom i szepczą im o słońcu i ślą wspomnienia ziemi i mówią o gościach... Smutek tego cmentarza cały jest ozłocony nadzieją... uśmiech jéj przez splecione gałęzie przegląda... Żywy nawet, wszedłszy między umarłych, przestaje się tu lękać śmierci... jest to nieuchronna via carnis, wiodąca ad templa serena...
Nie jeden zbolały usiada na grobie i wzdycha do niego, by spocząć po walce daremnéj, gdy sił i ochoty do życia nie stało — wielkiém jest szczęściem, a chodzić trupem wśród nowych pokoleń z twarzą, językiem i myślą innego wieku — straszną niedolą. Za grzechy życia czasem je Bóg przedłuża...
Szczęśliwi mrą młodo, z uśmiechem na wardze, z krasą na czole, ze złudzeniami w piersi i wiarą w duszy. Ale łachmana życia nie zrzuca się po dobréj woli, bo się nie wdziewa z ochotą, kładzie go boża prawica i zdjąć musi rozkaz boży... Wzdychać wolno do cmentarza, ale się położyć na nim nie godzi aż szczęśliwa godzina uderzy i zmęczony uczeń wybiegnie z zadusznéj szkoły na powietrze i słońce.