tułaczy... pomyśl o niemieckich schronionych do Ameryki...? a nasi ruscy...
Tu przerwała nagle i nie domówiła. Jenerał nie dosłyszawszy może ostatniéj wzmianki, rzekł.
— Jest wielka różnica — z wygnańcami włoskimi szły sympatye narodu, z niemieckimi szła miłość cicha, z naszymi idzie niemal pogarda... wstręt... zaparcie. Wiesz, żem był powstaniu przeciwny, ale oburza ta bezlitość i bezduszność, ta przewrotność wspólników winy, co za siebie drugim pokutę ponosić każą...
— Proszę cię nie mówmy o tém — łagodnie przerwała żona — ile razy wpadniemy na ten temat, ty się zburzysz i zasmucisz... nie myślmy... nie przypominajmy... zapomnijmy...
— Tak zapomnijmy... o wszystkiém... a! gdyby można zapomnieć!!
Są szczęścia, których prawie od najsroższych bólów niepodobna odróżnić. Do tego rodzaju należało jenerałowéj Maryi pożycie z człowiekiem, który na dnie duszy nosił nieuleczoną zgryzotę, rodzącą niczém nieukojone niepokoje. Niegdyś losu pieszczocha, kobieta, przed którą wszystkie świata klękały potęgi, stała się dobrowolną siostrą miłosierdzia przy tym chorym, na wieczną skazanym niedolę. Jenerał nie miał, bo niechciał mieć woli własnéj, dawał się wozić, rozrywać, karmić wrażeniami, jak istota pozbawiona władzy ducha...
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/625
Ta strona została skorygowana.