Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/63

Ta strona została skorygowana.

twarzy, wahanie jakieś — widocznie namyślał się co miał odpowiedzieć.
— Kochana mamo, rzekł unikając jaśniejszego wypowiedzenia myśli.. bądź pewna, że ja ojcu, tobie.. nikomu wstydu nie zrobię.. ale — nie pytaj mnie więcéj — zaufaj mi..
— Ja ci ufam, odparła żywo matka, ale czy my się rozumiemy? Stasiu, ci ludzie, ta służba — ta atmosfera zgniła.
— Mamo! przerwał trwożliwie na drzwi spoglądając jenerał i palce kładnąc na ustach..
— Jak to? obawiałbyś się nawet tu?
— Wszędzie — rzekł zimno gospodarz —
Pułkownikowa oburzyła się.
— Więc obejdź wszystko — ale pozwól mi mówić, nadto pełne mam serce, za długo w nim zbierały się uczucia.. przyjechałam tu, bo ich już stłumić nie mogłam.. Ja mówić muszę.. i słów mierzyć nie potrafię..
— Ale ja pół słowa rozumiem...
— Nie, Stasiu.. nie rozumiesz nawet całego słowa.. jeźli ci na odgłos tego, to się dzieje z nami nie zabiło serce i nie pękł mundur niewolnika na piersi.
Jenerał ręce załamał.. głowę spuścił.. nagle zaiskrzyły mu się oczy, pochwycił za ręce matkę, począł je całować i szeptać.