Stanisław ruszył ramionami.
— Wierz mi, kochany panie, rzekł, ile razy ludzkość chciała równemi nogami przeskoczyć przestrzeń, którą powinna była przechodzić powoli — zawsze wpadła w dół, z którego się długo potém wydobyć nie mogła. Najbezpieczniéj jest iść krok za krokiem, zwolna. Reformy powinny być stopniowe a postęp zdobyty pracą mozolną...
— Wiadomo! wiadomo! znam tę teoryą — żwawo zawołał Nizin — ale każdy ma swoją i niech każdy przy swojéj zostanie.
— Dawno pan jesteś w Neapolu? — spytała chcąc przeciąć rozmowę Marya.
— Ja?? a! już dość, bym się śmiertelnie nudzić począł! Bardzo piękny kraj dla malarzy, ale zresztą... nie ma tu z kim gadać. Nawet Mazzini postarzał bardzo... a Garibaldi...
Ruszył ramionami.
— Państwo tu na długo? — z kolei zapytał Nizin.
— My wyjeżdżamy — jutro...
Z pewném niedowierzaniem i uśmiechem odpowiedź tę przyjął Nizin, znać było, że mu się zdawała wymierzona na to tylko, żeby się go pozbyć... Jenerał to zrozumiał.
— Szczera prawda, szanowny panie — dodał — jedziemy jutro...
— Aby tylko nie w tę stronę, co ja! — rozśmiał
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/655
Ta strona została skorygowana.