chociaż chciał być dystyngwowanym. Przysiadł przywitawszy się w kątku...
— Państwo, jak widzę, znają kniazia! ho! ho! znam i ja chociaż w inny sposób, bo zasiadał w pewnéj komisyi, z którą ja miałem nieszczęście mieć do czynienia... Dobry chłopiec — no! ale za granicą musi być liberalny... bardzo... Przysiągłbym, że nie przyjechał tu po dobréj woli...
Widząc, że mu nie odpowiadają, Nizin zamilkł.
— Rozkoszny Wiedeń, rzekł, i taki tu człowiek swojego brata choć zapyta, bo i ruskich jest dosyć, i Serbów i Czechów i wszelkich Słowian, którzy, jak którego z nas zobaczą, cisną się, bo czują, że my ich przewódzcami będziemy.
Jenerał obejrzał się i uśmiechnął.
— Kiedy i do czego?
— E! da się to widzieć! mruknął Ilija — a no tylko to wam powiadam, że ten instynkt mają wszyscy... Słowiańszczyzny reszta zubożała, znędzniała, wychudła pod panowaniem Niemców i Turków, my zamożniejsi i ducha w nas więcéj... to darmo...
Wszystko to — dorzucił — bodaj nie narody a materyał tylko, z którego się one robią. Ot że, czytaliście pewnie, co Czechów poszło do Moskwy i przyjęło prawosławie,
O! to prawosławie!! uśmiechnął się, ono dla mnie
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/669
Ta strona została skorygowana.