wskiéj i jagiellońskiéj — jest czémś może w całéj Europie jedyném. Inne już się w proch posypały lub nowém zakwitły życiem, ta skamieniała jakby i stoi a rzekłbyś — czeka na Polskę! I stawiąc stopę na téj poświęconéj ziemi, strach jaką relikwią nadeptać.
Z takiém uczuciem średniego wieku mężczyzna, słusznéj postawy, twarzy smutnéj, wysiadał z wagonu jednego dnia roku zeszłego, rozpatrując się w gospodarstwie miejscowém, wcale do żadnego z zagranicznych niepodobném. Opuszczenie, zaniedbanie, biedne wynędzniałe twarze ludzi, straszne z oszarpanemi zaprzęgami dorożki — pozór nędzy ogólny a raczéj jakiegoś zrozpaczonego nieładu; niemiecka mowa urzędników kolei — dziwniéj tu brzmiąca niż wszędzie indziéj — w osłupienie go niemal wprawiały... Dał się zabrać i wieść, nie mówiąc słowa, patrząc na wieże, na mury, na domy, na ulice, jakby go czarodziejska siła o dwa wieki w przeszłość nazad przeniosła. — Europy ani znaku, Polska... ale jakaś umarła... czekająca zmartwychwstania — odrodzenia...
Zawieziono go przed hotel... na ciasnéj bocznéj uliczce... Tu już mu Kraków znikł z oczów, bo na zapytanie ciche o osobę, która z Królestwa przybyć miała, odpowiedziano mu wskazaniem numeru, pod którym się znajdowała. Nie myśląc więc o niczém już więcéj, rzuciwszy swe bagaże na łaskę służby, mężczyzna ów — poznajecie w nim jenerała — spiesznym krokiem pobiegł
Strona:PL JI Kraszewski Zagadki.djvu/698
Ta strona została skorygowana.